Starania za granicą, czyli jak nie narzekać na opiekę w Polsce.

Nie raz, nie dwa, nie trzy strzelałam focha na polskich lekarzy, bo:

  • Ten konował nie wie co mówi i się nie zna, doktor google powiedział mi zupełnie coś innego,
  • Albo ręce rozkłada i nie wie co dalej zrobić, drapiąc się po brodzie.
  • Albo co gorsza za trzy stówki pomacał i kazał wierzyć wmawiając mi że wszystko gra i tą niepłodność to ja sobie wymyśliłam.

11236920674_3617252dab_c

No różnie bywało przez te 2,5 roku, ale dopiero po wyjeździe na ten mój koniec świata 6776966524_bee65214a0_ozrozumiałam, że wcale aż tak źle nie jest. Owszem nie trafiałam zbyt fortunnie na absolwentów akademii medycznych w Polsce, ale przynajmniej było w czym przebierać. Tu standardy są jednak nieco inne. Czasami mam wrażenie, że większość z medyków przekwalifikowało się kilka lat temu lub kupiło dyplom na pchlim targu. Nie mam zamiaru nikogo obrażać tu ironizując i lekko przesadzając, ale wiedza na temat leczenia niepłodności tu sprowadza się jedynie do wysłania do kliniki w celu zapłodnienia pozaustrojowego.

W cywilizowanym kraju, za jaki się uważa państwo w którym mieszkam, nie do pomyślenia jest to żeby w okolicy nie było ani jednego ginekologa. No ale takie są realia. Lekarz o takowej specjalizacji odwiedza szpital oddalony od nas o 25 km dwa razy do roku. Na termin trzeba polować jak na wizytę u internisty w sezonie grypowym (i to wcale nie przez starsze osoby które mają wykupiony abonament i subskrypcje na rejestracje w przychodni). Jak można się łatwo domyślić przy społeczności liczącej niespełna 10000 osób wolne godziny rozchodzą się tu jak świeże bułeczki. Mimo tego, że po wielu latach znalazłam wspaniałego lekarza w kraju doradzono mi, że powinnam również zjawić się na wizycie u miejscowego specjalisty. Dowiedziawszy się o konsultacjach „podwoziologa”, chwyciłam na telefon, aby umówić wizytę. Oczywiście półtora tygodnia przed planowym przyjazdem owego doktora po terminach ani śladu. Wpisano mnie na listę rezerwowych. No trudno, trzeba czekać, tu to norma dlatego no stres. Przez tydzień wyczekiwałam informacji ze strony izby przyjęć w szpitalu. Jak to mówią cierpliwość popłaca, doczekałam się. Oczywiście los spłatał mi figla i przed tym wielkim dniem nadeszła miesiączka. Krzyżując całkowicie moje badaniowe plany. Chyba zrozumiałe jest, że z racji okoliczności, nie było mi po nosie jechać tam. Nie miałam jednak zbyt wielkiego wyboru, mając perspektywę kolejnej wizyty w okolicach majówki.

9128885058_23797b4561_bLekko ryżawy doktorek zobaczywszy moją teczkę z badaniami, stracił rumieniec i zaznaczył że nie mamy trzech godzin tylko 15 minut. Przewidziałam to. Nauczona doświadczeniem wręczyłam mu telegraficzny skrót mojej batalii leczeniowej od 2013 roku do dzisiaj. Bagatela 25 stron zapisane czcionką 10. Kazał zanieść na izbę do zeskanowania, bo przecież zostało nam tylko 13 minut. Wypytał o wszystko, zanotował, pouśmiechał. Zapytał, co mam zamiar dalej z tymi staraniami zrobić. Po czym powiedział, że jedyne co on mógłby zalecić to in-vitro. O naprotechnologii, obserwacji cyklu, diagnostyce jaka została u mnie przeprowadzona nie słyszał. Skomentował jedynie na koniec, że ilość badań jakie mam za sobą tu wykonuje się w ciągu 20 lat a nie 6 i jest pod wrażeniem. Wizyta pomimo tego, że jestem ubezpieczona kosztowała mnie w przeliczeniu 250 zł. Dowiedziałam się nic i nie zostałam zbadana. Na pytanie czy zostanę objęta szczególną opieką w razie ciąży usłyszałam odpowiedź, że nie. Bo ja nie mam problemu z ciążą a z zajściem w nią.

Dziękuję Bogu, że trafiłam na dobrego diagnostę w Polsce. Wiadomo, że jest wielu lekarzy w kraju, którzy nie są wyspecjalizowani w takich przypadkach jak mój czyli kombo z kumulacją. Każdy ma jednak wybór i poświęciwszy trochę czasu nie ma problemu ze znalezieniem, dobrego ginekologa. Tu nie ma w kim przebierać. Większą opieką jestem objęta aktualnie przez internet jak przez jakiegokolwiek medyka tu na wyspie, nie wspominając o tym że o każde skierowanie na badania trzeba wręcz żebrać. Nie ma tu prywatnych laboratoriów, więc oznaczanie poziomu hormonów lub zwykła beta graniczy z cudem. Każda pierdoła, skierowanie, wizyta u internisty po skierowanie, zwolnienie jest tu płatna. Leki nie są refundowane, nawet te przyjmowane przewlekle. Oczywiście są zniżki dla osób ubezpieczonych, ale w dalszym ciągu trzeba płacić.

Niby wydaje się, że na zachodzie Europy cywilizacja osiągnęła szczyt. Wciąż w głębi naszych polskich serc tkwi poczucie niższości wobec innych narodów. Cudze chwalicie a swego nie znacie. Okazuje się bowiem, że nasi specjaliści są jednymi z lepszych na kontynencie. Owszem można tu marudzić na państwówkę, bo terminy odległe, lekarze nie mili i bagatelizują problem. Często zdarza się że ten sam doktor ma większą wiedzę po godzinach prywatnie jak podczas dyżuru na fundusz. Zgadzam się z tym wszystkim, też przez to przechodziłam. W Polsce jednak jest wybór, większe perspektywy i mniejsze poczucie bezsilności jak tu za granicą. Tu przewlekłe ciążooporne pary są pozostawione same sobie. Gdyby nie moja wiedza i doświadczenie, które zdobyłam przez lata naszych starań nie miałabym złudzeń że kiedykolwiek się uda.

#ciążooporna #ciazooporna #dinozaurpłodności #dinozaurplodnosci #nieplodnosc #niepłodność #staraniazagranicą #invitro #naprotechnologia

Zapraszam Was do współtworzenia i obserwowania moich mediów społecznościowych. Im Was więcej tym większa motywacja dla mnie do tworzenia. Jeśli podoba Ci się u mnie zostaw po sobie ślad w postaci komentarza, kciuka w górę, lub serducha.

FACEBOOK

INSTAGRAM

ODCZAROWAĆ CIĄŻOOPORNOŚĆ – grupa dyskusyjna

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s