link do pierwszego odcinka https://ciazooporna.music.blog/2018/12/11/insulinomenda-czyli-zazdrosnica-insulina-sfochowane-komorki-i-wielosezonowa-oponka/
Cukrzyca typu II to nie jedyny rezultat nie leczonej insulinooporności. Najbardziej widocznym i społecznie szykanowanym skutkiem zaburzeń jest właśnie otyłość. Ludzie nie pytają – ludzie oceniają. Każda osoba o bardziej krągłych kształtach niewpisujących się w ogólno przyjęty medialny kanon piękna na co dzień boryka się z wymownymi spojrzeniami i komentarzami. Czy to można zmienić, myślę że nie. To walka z wiatrakami. Nie naprawimy świata i nie wlejemy we wszystkich koktajlu z życzliwości i wyrozumiałości. Możemy jedynie edukować i liczyć na to, że choć jedna osoba zamiast uszczypliwej uwagi ugryzie się w język. Jak pisałam w poprzednim wpisie Masza przez wiele lat próbowała wymienić wielosezonową oponkę na klepsydrę. Ogłaszała nawet przetarg publiczny. Zgłosiły się tylko chęci, motywacja i dobra wola.
Reszta wspólników firmy, czyli komórki oporne na insulinę olały temat i nie przystąpiły do konkursu, a bez ich zaangażowania realizacja planów jest jakby nierealna. Tym samym przetarg upadł. Z każdym kolejnym odchodzili następni partnerzy, a w ostatnim nie zgłosił się już nikt. W takim razie co po za insulinoopornością wykluczyło z przetargów głównych zainteresowanych? Ludzie, komentarze, śmiech, wytykanie palcami. Głupie żarty w towarzystwie, które śmieszą tylko 99% zebranych. Brzmi w sumie niewinnie, bo trzeba mieć dystans prawda? Ej dziewczyno, daj spokój przecież to tylko dowcip był, nie bierz tego do siebie. Masza pewnie przytaknie z lekkim wymuszonym uśmiechem, a właściwie grymasie twarzy przypominającym uśmiech. Stare przysłowie mówi, że żarty są śmieszne i dobre tylko wtedy kiedy wszyscy się z nich śmieją. W głębi duszy każdy przytyk dotyczący wagi, odbiera Maszce resztki pewności siebie i motywacji do działania. Bo nikt nie wie ile pracy i wysiłku włożyła w to żeby być klepsydrą.
Sama diagnoza klepsydry nie czyni
Masza po wielu latach została w końcu zdiagnozowana. Oczywiście pierwszą konsultacją jaką odbyła to ta u doktora „GÓGL”. Pełna optymizmu i nadziei, że odpowiednią dietą uda jej się w końcu z powodzeniem przeprowadzić przetarg do którego tym razem przystąpią wszystkie komórki organizmu zaczęła studiować tabelki indeksów glikemicznych. W początkowym stadium insulinooporności faktycznie dietą z niskim indeksem glikemicznym można zdziałać cuda, w przypadku
Maszy sama dieta to jednak trochę za mało. Aby uwrażliwić komórki na działanie insuliny po za zmianą sposobu żywienia i eliminacją na stałe pewnych produktów kluczowa jest też aktywność fizyczna. Jest jednak malutki haczyk. Jak mawiał mój ortopeda „Sport to mord, a ruch to zdrowie. I tu należy kierować się tą zasadą. Zbyt silne forsowanie organizmu może przynieść odwrotny skutek. Po pierwsze nie można rzucać się na głęboką wodę i wejść w świat treningów powabnie i z gracją. Po drugie warto temat skonsultować z lekarzem. Po trzecie wbrew pozorom nie powinno się ćwiczyć na czczo, gdyż istnieje ryzyko hipoglikemii. Po czwarte słuchajmy naszego organizmu, on często jest najlepszym doradcą.
Masza posłuchawszy lekarza zapisała się na zajęcia z jogi i pilatesu, do pracy zaczęła jeździć rowerem a w wolne chwile spędzała spacerując na świeżym powietrzu. Całkowicie odstawiła mąkę pszenną, ziemniaki, napoje słodzone, słodycze i wszystkie produkty które mają wysoki indeks glikemiczny. Lekarz przepisał jej leki, które przeprosiły komórki z insuliną. Po wielu miesiącach walki Masza w końcu poczuła się pewna siebie. Jej rozmiar zmalał a uśmiech na twarzy rósł z każdym kolejnym zgubionym kilogramem. Koledzy w pracy zaczęli w niej dostrzegać atrakcyjną piękną kobietę. I wszyscy żyli długo i szczęśliwie.
Ciążo-insulinooporna
Opis historii Maszy, brzmi jak bajka. Z kopciuszka oponki stała się księżniczką klepsydrą. W prawdziwym życiu nie jest tak lekko. Opowieść o naszej bohaterce pokazuje jedynie schemat działania a właściwie jak powinna wyglądać codzienność insulinoopornych.
W prawdziwym życiu wygląda to tak:
-
Ogarnięcie tematu indeksów i ładunków glikemicznych produktów i potraw przez pierwsze miesiące diety bywa czarną magią.
-
Sama diagnoza i plan walki z nadwagą motywują, ale nie ma magicznego zaklęcia które podstawi zdrowe jedzenie pod nos i ruszy tyłek z kanapy.
-
Leki na insulinooporność, pomagają i to bardzo, ale skutki uboczne na samym początku zażywania potrafią dać tak w kość, że odechciewa się widoku klepsydr całego świata.
-
Zdarzają się momenty kiedy waga stoi w miejscu pomimo wszelakich starań i nie jesteśmy w stanie na to nic poradzić. Pozostaje cierpliwie czekać.
-
Na czas leczenia trzeba zapomnieć o wszelkich zakrapianych spotkaniach towarzyskich.
-
Święta, imieniny, urodziny, prywatki – albo z pustym brzuchem, albo z własnym prowiantem.
I ja tu nikogo nie zniechęcam, bo z insulinoopornością nie ma żartów. Im szybciej zareagujemy tym mniejsze spustoszenie wyrządzi w naszym ciele. Lubię jednak stawiać sprawę jasno. Początki terapii nie należą do przyjemnych, i warto mieć tego świadomość. Przejście na dietę z niskim IG z autopsji mogę porównać rzucania używek. Tak, jedzenie to według mnie pewnego rodzaju nałóg. Odstawienie mąki, ziemniaków, słodyczy, części owoców, słonych przekąsek i zamiana ich na zdrowsze zamienniki nie jest dla naszego mózgu łatwe. Można mieć w sobie ogromne pokłady silnej woli i motywacji a kryzys i tak prędzej czy później nadejdzie. Sprawę jeszcze bardziej komplikuje insulinooporność u ciążoopornych.
Masz cel – dziecko. Zgubienie zbędnych kilogramów ma cię jedynie do niego przybliżyć. Łykasz leki, trzymasz dietę, ruszasz się regularnie. Lekarz zapewnił, że to wystarczy i za kilka miesięcy zobaczysz na obsikanym patyku te dwie upragnione krechy. A tu nic, mija rok wyrzeczeń a jedyne kreski jakie widujesz to te na teście owulacyjnym. Nic tak nie demotywuje. Odechciewa się diety, leków, ruchu. Jedyne sensowne rozwiązane jakie przychodzi do głowy to paczka czipsów i butla wina, opcjonalnie litrowe pudełko lodów. I czasami to jest wskazane. Zdarza się, że „przypadkowo” zapominam o tabletkach, żeby zrelaksować się z mężem przy winie i choć przez ten jeden wieczór nie być ciążooporna myślą i mową a jedynie zaniedbaniem. Pamiętajmy jednak, że to nie leczenie insulinooporności jest skutkiem pragnienia posiadania dziecka, a ciąża jest skutkiem ubocznym efektywnego leczenia insulinooporności.
Zapraszam na kanał Basi, która na codzień zmaga się z problemem insulinooporności. Świeżo upieczona żona, bez pamięci zakochana w swoim wybranku. Jest doskonałym przykładem na to, że walka z podstępną insuliną to droga, która nie jest usłana różami. Jej siła i motywacja w dążeniu do zdrowia zasługuje na największe pochwały. Pokazuje, że nie warto się poddawać bo metodą małych kroków też można wypracować duży sukces. Już niebawem ukaże się film o insulinooporności i jej odczuciach. Zapraszam i POLECAM 🙂
https://www.youtube.com/user/Orcianadiecie
a to bezpośredni link do najnowszego filmiku, który Orcia nagrała po lekturze poprzedniego wpisu (Nie, to nie zbieg okoliczności. To taka nasza insulinooporna współpraca i projekt uświadamiania społeczeństwa w tym zakresie)
FILMIK ORCI O INSULINOOPORNOŚCI
Zapraszam Was do współtworzenia i obserwowania moich mediów społecznościowych. Im Was więcej tym większa motywacja dla mnie do tworzenia. Jeśli podoba Ci się u mnie zostaw po sobie ślad w postaci komentarza, kciuka w górę, lub serducha.