Imperialistyczny chaos w głowie.
Nadszedł kiedyś taki dzień kiedy miarka się przebrała i mój na co dzień opanowany mąż wyszedł i zamknął drzwi z drugiej strony. Ja oczywiście wpadłam w jeszcze większą rozpacz, i roztrzęsiona nie wiedziałam co dalej. I nie to nie oznacza, że on zdezerterował. Nie wytrzymał mojej kolejnej histerii i obwiniania całego świata za nasze niepowodzenia. Na nic zdały się telefony, sms-y. Wyszedł i zniknął na kilka godzin. Szczerze myślałam, że to koniec. W głowie kotłowały się myśli. Znów ta chałka emocji. Z jednej strony wściekła na niego „Bo jak on mógł mnie zostawić w takim momencie, powinien stać, słuchać moich gorzkich żali, a najlepiej jeszcze przytulić. Albo, nie powinien mnie przeprosić, i pójść po bukiet kwiatów. Jednocześnie wciąż tu mnie tulić. Bo jak to tak? Ja mam okres, znów się nie udało, ja cierpię.” z drugiej strony zła na siebie, że choćbym chciała nie potrafię panować nad emocjami. Nie wiem, które uczucie zdominowało mnie wtedy złość, że nie mogę się skontaktować z nim, czy strach o niego. Wiecie o co poszło? Wracaliśmy ze sklepu i rozmawialiśmy o tak zwanej dupie maryny. I nagle mój małżonek skomentował coś na temat porządków w domu, że ostatnio ten bałagan jakiś taki bardziej ekspansywny się zrobił. No i miał rację, ponieważ imperialistyczny charakter owego chaosu z mieszkania wdarł się również do mojej głowy.
W końcu po kilku godzinach wrócił. Zły jak osa, nie jednak nie osa – szerszeń. Mogłam oczywiście uparcie utrzymywać, że to jego wina. Próbować wmówić mu, że się myli i że żona ma zawsze rację a jak się z tym nie zgadza niech popatrzy na punkt pierwszy. Tylko, że tym razem akurat ona tej racji nie miała. Wiecie to nie jest przypadek, że w słowie obraŻona składową jest właśnie słowo żona. Nie zdziwiłabym się jakbym usłyszała od mojego ukochanego, słowa znane z filmów. „Zmieniłaś się, nie taką Emilię pokochałem. Z inną kobietą się ożeniłem” Oczywiście, nic takiego nie miało miejsca, ale mogło. Tak byłam inną osobą, tak jakby ktoś zawładnął moim umysłem, nastrojem, uczuciami, myślami i próbował kierować mną. Ja chwilami zastanawiałam się nad jakimiś egzorcyzmami. Bo jeśli inni nie mogą wytrzymać z Tobą to jeszcze jakoś da się z tym żyć, ale kiedy męczysz już samą siebie to już realny problem. I to nie są wymówki i próby wytłumaczenia swojego zachowania, tylko fakty. Oglądaliście taką bajkę „W głowie się nie mieści” o 5 emocjach? Aby utrzymać równowagę psychiczną potrzebujemy balansu pomiędzy podstawowymi uczuciami. W bajce Strach, Gniew, Odraza i Smutek, starają się zniszczyć Radość. Ja byłam przez długi czas właśnie bohaterką tej bajki. Uśmiechałam się na siłę, i na zewnątrz do zestawu czapka i rękawiczki dołączałam maskę. Ta sytuacja paradoksalnie pomogła mi. Po długiej rozmowie z mężem i hektolitrach wylanych łez doszliśmy do wniosku, że bez pomocy z zewnątrz się nie obędzie.
Egzorcysta? – nie tym razem. Leki wystarczą
Odrzuciliśmy na wstępie pomysł z egzorcystą i pomyśleliśmy o wizycie u psychologa. Planowaliśmy akurat wizytę w Polsce więc pomysł ten wydawał się być całkiem dobry i realny w realizacji. Zanim umówiłam się na wizytę trafiłam na pewien artykuł. Po przeczytaniu go i głębszym przemyśleniu potrafiłam dopasować większość objawów opisanych w tekście z moimi.
-
zmęczenie/ senność
-
uczucie ciągłego zimna
-
depresja.
-
zaburzenia pamięci.
-
przyrost masy ciała.
-
zaparcia.
-
spowolnienie czynności serca, nadciśnienie tętnicze.
-
sucha łuszcząca się blada skóra, suche włosy.
Eureka – może to jest niedoczynność tarczycy, a nie początek choroby psychicznej, albo objawy opętania – pomyślałam. Zanim zadzwoniłam do poradni psychologicznej będąc w kraju pobiegłam do laboratorium żeby zbadać tak zwaną świętą trójcę tarczycową TSH FT3 FT4. Po kilku godzinach sprawa była jasna. Strzał w dziesiątkę. I od razu naszło mnie pytanie, ale jak to przecież ja jestem pod opieką ginekologa ponad 3 lata, badam się regularnie i nikt nie zauważył czegoś niepokojącego? No nie, bo miałam zlecane do tej pory jedynie TSH. W 2013 roku było ono idealne – w okolicach 1. Z każdym kolejnym badaniem rosło, ale wciąż mieściło się w granicach normy dla kobiet w moim wieku. Tak 2,5 to dalej zakres referencyjny, tyle że dla kogoś kto nie pragnie z całych sił dziecka. Dla mnie to o wiele za dużo. Zaniedbana tarczyca w 2017 roku odwdzięczyła się nam pięknym za nadobne. Mój wspaniały lekarz do którego trafiłam w czerwcu złapał się za głowę widząc moje wyniki, szeroko komentując zaniedbania kolegów po fachu. Przepisał mi leki, i zalecił dalszą diagnostykę, ponieważ część wyników była nie jasna. Udało się nam na szczęście wykluczyć Hashimoto, na które wskazywały wcześniej podwyższone przeciwciała antyTPO. Po kilku miesiącach leczenia, udało się w miarę ustabilizować działanie gruczołu, ale wciąż FT3 lekko niedomaga. Po konsultacji z endokrynologiem ustaliliśmy plan leczenia na kolejne miesiące. Aktualnie przyjmuję letrox, novothyral, Iodyne&Tyrosine. Jest dużo lepiej.
Na mocy nadanej mi przez LDN – Endorfino przyzywam Cię.
Jednak to nie tylko tarczyca była odpowiedzialna za moje zachowanie. Badania genetyczne, które robiłam w instytucie z Wielkiej Brytanii potwierdziły, że mam problem z wytwarzaniem serotoniny i endorfin. Opis niedoboru serotoniny wydaje się być dość jasny „Gdy produkcja serotoniny zostanie skrajnie zaburzona, może dojść do poważnych problemów emocjonalnych, a nawet groźnej dla życia depresji. Podstawowe objawy to długotrwały spadek nastroju, przewlekły smutek, niezależnie od okoliczności, brak apetytu, ale i objadanie się (szczególnie słodyczami), brak chęci do życia, wahania nastroju (od euforii do rozpaczy) niezrozumiałe dla ciebie, bądź otoczenia. Więcej: http://infozdrowie24.pl/temat/zdrowie/serotonina+a+endorfiny”. Wypisz wymaluj ja dwa lata temu. Chwilowy spadek nastroju można leczyć seksem, słońce, spacerem, aktywnością fizyczną, jednak gdy czarne chmury wiszą nad nami tygodniami trzeba sięgnąć po ciężką artylerię. Mój Naprodoktor nie zastanawiając się długo (o naprotechnologii planuję oddzielny wpis) przepisał mi LDN. Naltrexon to lek, który w dużych dawkach stosuje się m.in. w leczeniu uzależnień od alkoholu. Odkryto jednak, że jego małe ilości pomagają w zaburzeniach gospodarki hormonów szczęścia. Działa on na bardzo prostej zasadzie, blokując chwilowo receptory wytwarzające endorfiny, mobilizując w ten sposób organizm do wzmożonej produkcji owych cząsteczek radości. Fakt, że muszę bardzo uważać ponieważ przy stosowaniu leku, niedoczynność możne przerodzić się w nadczynność tarczycy. Dlatego kontroluję często poziom hormonów, i obserwuję siebie ale co by się nie działo warto podjąć ryzyko.
Leczenie przyniosło oczekiwany skutek bardzo szybko. Zdarzają się chwile słabości, ale to normalne. Zdarza mi się płakać i marudzić kiedy hormony drugiej fazy cyklu za bardzo się panoszą. Jestem tylko kruchą kobietą, która stwarza wrażenie silnej. Przychodzą momenty słabsze, ale każdą słabość staram się teraz przerodzić w sukces. Wróciłam dawna ja. Lubię siebie, i wierzę w to że nie zależnie od tego co się zdarzy będziemy razem szczęśliwi.
Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej na temat naltrexonu i badań genetycznych które robiłam w Anglii dajcie mi znać w komentarzu.
Zapraszam Was do współtworzenia i obserwowania moich mediów społecznościowych. Im Was więcej tym większa motywacja dla mnie do tworzenia. Jeśli podoba Ci się u mnie zostaw po sobie ślad w postaci komentarza, kciuka w górę, lub serducha.
[…] Egzorcyzmy- nie, dziękuję wystarczy dobra diagnoza. […]
PolubieniePolubienie
Cześć,
Jestem po drugiej wizycie u napro. Przepisał mi również naltrexon. Powiem Ci szczerze boję się go zacząć brać. Wiem, że to są dawki minimalne, ale tak czy tak strach jest. Miałaś jakieś większe skutki uboczne?
Zbliża mi się wesele koleżanki i zastanawiam się czy można pić alkohol w trakcie?Bierzesz ten lek cały czas? Nie namieszał Ci jednak przy tarczycy?
PolubieniePolubienie
Hejka nie mam skutków ubocznych wcale ☺ jedynie pozytywne. Teraz mam przerwę zrobiłam sobie ze wzgledu na urlop właśnie. Na Twoim miejscu zaczęłabym brać na spokojnie po weselu. Jeśli chodzi o tarczycę to faktycznie jakby troszkę poprawia niedoczynność i trzeba uważać z lekami żeby nie wpaść w nadczynność
PolubieniePolubienie
ok,. Dziękuję bardzo za info. Bardzo ciekawy blog i dużo cennych informacji. Bierzecie pod uwagę w późniejszym czasie in vitro czy raczej nie ? My rok temu byliśmy bliscy rozpoczęcia procedury, jednak teraz raczej nie zdecydujemy się. Naprotechnolog u którego teraz leczymy się to chyba ostatni lekarz na naszej drodze. Chyba mi już sił brakuje na tą walkę…
PolubieniePolubienie
Planujemy in vitro za rok jeśli się nie powiedzie ale to tylko dlatego że trafiliśmy do napro. Bez leczenia napro nie byłoby szans na powodzenie procedury. Trzymam mocno kciuki i mam nadzieję że niedługo doczekacie się tego cudu 😘
PolubieniePolubienie
Trafiłam na term blog przez Instagrama, nas którego to prezentowało mnie wattpad. I nie potrafię zacząć go czytać. Boli sama myśl o tym, że w porównaniu do Ciebie, ja jestem na początku drogi. Że być może będę czekać tak długo, jak czekasz ty. A to tak bardzo boli już teraz. Boję się myśleć, co będzie później, jeśli nadal się nie uda.
PolubieniePolubienie
Nie ma co się martwić na zapas, ale jeśli czujesz że jest cos nie tak dobrze wybrać się do dobrego lekarza. W razie co służę pomocą i zapraszam na naszą grupę na Facebooku odczarować ciążooporność pozdrawiam
PolubieniePolubienie