Czas refleksji i podsumowań czyli koniec grudnia u Ciążoopornej
Codzienność ciążoopornych nie jest usłana różami, ale to nie znaczy że mamy codziennie stąpać po cierniach i umartwiać się nad swoim losem. To tylko od nas zależy jak przeżyjemy każdy kolejny dzień. Czy poddamy się ciemności jaką jest niepłodność czy będziemy z nią walczyć. I nie mówię tu jedynie o tej dosłownej walce czyli leczeniu, diecie i konsultacjach u lekarzy. Chodzi mi o wykrzesanie z siebie pogody ducha i choć krztyny pozytywnego myślenia. Zmarnowałam na ciągłe myślenie o poczęciu ponad 2 lata. Realizację innych marzeń odkładałam na później, bądź na nigdy. Najważniejszy był jeden cel- dziecko. Nic innego się nie liczyło. Jak jest teraz? Dalej pragnę dziecka, ale nie odkładam życia na później. Szkoda mi każdego dnia na udręczanie się. Przeszłam już etap obwiniania siebie samej i idę na przód. Bo za każdym razem kiedy się potykam wstaję silniejsza.
Rok 2018 był pełen wrażeń. Wydarzyło się wiele zarówno pozytywnych jak i tych gorszych chwil.
Jak wiele razy wspominałam mieszkam za granicą i w Polsce bywam niezbyt często. Miesiące spędzone poza granicami kraju upływają nam na wyczekiwaniu do kolejnej wizyty. Mam wtedy wiele czasu na planowanie i przybliżanie się do realizacji marzeń. Od tych malutkich do tych całkiem pokaźnych rozmiarów. I w tym roku udało nam się kilka z nich spełnić.
Początek roku upłynął pod znakiem przygotowań do długo wyczekiwanego wesela naszych najlepszych przyjaciół, które odbyło się w kwietniu. Przeżywałam to jakbym sama szykowała się do ślubu. Wspomnienia odżyły, tym bardziej że ceremonia odbywała się w tym „naszym” kościele a ja byłam świadkową. Było pięknie, magicznie w gronie rodziny i znajomych. Nic dodać nic ująć. W prawdzie w międzyczasie dowiedziałam się, że czeka mnie laparoskopia, ale i to potraktowałam jako pozytywną informację. W końcu to taki zabieg „Pokaż kotku co masz w środku”. Po za tym żyłam już wtedy naszą wyprawą do Gruzji. Tak pomimo tak krótkiego urlopu i wesela udało nam się na spontanie wyskoczyć na 5 dni do tego wspaniałego państwa. Jesteśmy obydwoje zachwyceni kulturą, kuchnią, otwartością ludzi, krajobrazami i cenami. Niestety Dieta i Leczenie nie zostały przepuszczone przez kontrolę na lotnisku i zostały w Polsce. Dlatego bez zbędnego balastu i czerwonej lampki w głowie – „Nie jedź tego – uważaj” mogłam oddać się w pełni radości jedzenia i picia najlepszego czerwonego wina. Nawet nie wiem ile razy moje kubki smakowe przeżyły orgazm, a oczy ekstazę. Nie będę się tu jednak dzisiaj wdawać w szczegóły Planuję zrobić oddzielny wpis o naszej wyprawie. Jakbym się tu rozpisała, czytalibyście do Trzech Króli pewnie. Jedno jest pewne – kilka lat temu nie zdecydowałabym się na taką wycieczkę. Bo co będzie jeśli sobie zaszkodzę, albo cykl się przestawi? I wiecie co szkodziłam to ja sobie właśnie wtedy – głównie głowie i psychice. Po powrocie z takiego szalonego tripu dostałam ogromny zastrzyk energii i motywacji do działania.
Lipiec, sierpień i wrzesień to miesiące, nad którymi wisiały ciemne chmury. W mojej pracy zaczęło się sypać. Stres zdominował moje życie w całości. Problemy w miejscu gdzie spędzałam połowę mojego czasu plus zbliżająca się operacja skutecznie zatruwały mi moje myśli. Całe szczęście wszystko się pozytywnie zakończyło. Jak wiadomo zdrowie to podstawa, a psychiczne to już priorytet. Dlatego w połowie września rozstałam się z moim pracodawcą. Zabieg laparoskopii również zakończył się sukcesem. Znów okazało się, że nie ma co się przejmować na zapas. Bo jak coś się wszystko uda będziesz się martwić o jeden raz w życiu za dużo. W nagrodę mąż zabrał mnie na kolejną wyprawę. Tym razem na Wyspy Zielonego Przylądka. Nasza pierwsza wizyta w Afryce. Po odwiedzinach najbiedniejszej dzielnicy wyspy Sal człowiek zaczyna doceniać to co ma. Ludzie żyją tam za 40 euro miesięcznie. Nie mają nic, a i tak uśmiech nie schodzi z ich twarzy. Bo mają to co najważniejsze – przyjaciół i rodzinę. Nie jest to miejsce dla ludzi żądnych wrażeń i kochających przygodę. To raj dla miłośników słońca i serferów. Nie ma wiele atrakcji, ale ja uważam, że warto choć raz w życiu odwiedzić takie rejony. Objadłam się owoców morza i ryb za wszystkie czasy. Nigdy wcześniej nie próbowałam tak pysznej ośmiornicy z grila. Przyznam się, że znajdowała ona miejsce w moim codziennym menu. Chciałam zobaczyć również inne wyspy archipelagu, ale nie wystarczyło nam czasu. Planuje wpis na temat, Capo Verde ale dla ciekawskich wrzucę tu kilka smaczków.
CAPO VERDE – WYSPA SAL ATRAKCJE
-
Obserwację rekinów cytrynowych w zatoce gdzie dojrzewają (małe osobniki do 1,2m pływają między nogami),
-
Blue eye – jaskinia z błękitną – lazurową wodą,
-
Saliny – kopalnia soli w kraterze wulkanu,
-
Zjawisko fatamorgany na pustyni,
-
Wyprawa na tuńczyki.
Jeśli jesteście ciekawi szczegółów dajcie znać w komentarzach i wypatrujcie nowego podróżniczego cyklu.
I grudniowe spełnione marzenie – BLOG. Dziękuję Wam za to, że jesteście ze mną. Mam nadzieję, że pomożecie mi się rozwijać i kolejny rok przyniesie nam wiele wrażeń, wzruszeń i pozytywnych emocji. Cieszę się, że mogę się z Wami dzielić kawałkiem mojej rzeczywistości.
*********
A Wy jak czujecie w głębi serca?
Znów rok w plecy, bo nie jestem w ciąży.
Czy raczej.
Planuję i patrzę z nadzieją w przyszłość.
Czekam na Wasze konkursowe wpisy o marzeniach. Regulamin na funpage Ciążooporna. Czy domyślacie się już gdzie mieszkam?
Właściwie zadania konkursowe są dwa:
Zgłoszenia historii na blogu przyjmuję od 19.12 do 31.12
Pierwsze dwie literki konkursowe, które utworzą nazwę miejscowości w której mieszkam (F-5, U-10). Pozostałych 9-ciu szukajcie w kolejnych czterech artykułach, które będą się ukazywać codziennie, aż do 23.12. Czekam na wiadomości z poprawnymi odpowiedziami.
******
Zapraszam Was do współtworzenia i obserwowania moich mediów społecznościowych. Im Was więcej tym większa motywacja dla mnie do tworzenia. Jeśli podoba Ci się u mnie zostaw po sobie ślad w postaci komentarza, kciuka w górę, lub serducha.
Wybraliśmy się podróż z plecakami po tajlandii. Wróciłam jako szczęśliwa narzeczona, w przyszłym roku ślub. Dlatego marzenia spełniam hurtowo.
PolubieniePolubienie
Oj wiem o czym piszesz. Tylko, że ja byłam ciążooporna bez przyczyny. Tzn nikt nie potrafił wyjaśnić dlaczego się nie udaje, wszystkie wyniki idealne. To dopiero dostawałam do głowy. I w każde Święta marzyłam, żeby przyszłe były już w trójkę. Tak zleciały 4 lata. Nie znając przyczyny próbowałam chyba wszystkiego o czym przeczytałam. Były nieudane inseminacje, to traktowanie ludzi jak kolejnego numerka z kasą sprawiły, że moje zaufanie do klinik w Pl bylo marne. Też nie mieszkam w Polsce. Wreszcie podjęłam decyzje o in vitro, ciężko było się pogodzić że niby wszystko ok a nie możemy naturalnie. Miałam dość prób i doradztwa. Udało się za pierwszym razem! Później zaczęłam studiować medycyne naturalną. Dużo medycyny chińskiej, makrobiotyki i odkryłam bo mogło być przyczyną. Zaczęłam odżywiać się tak by wzmocnić niektóre narządy i wiesz co… Zobaczyłam zmianę w swoim organizmie. Mieszkam w zimnym, mokrym i wietrznym kraju a to spowodowało moje problemy z zajęciem w ciążę. Teraz wszystko się zmieniło a mnie udało się naturalnie zajść w ciążę. Jeśli masz gdzieś w swoim otoczeniu jakiś Chińczyków, którzy zajmują się akupunkturą, akupresurą, ziołami to zainteresuj się tematem, bo uważam, że warto. Pozdrawiam Cię i życzę spelnienia tego największego marzenia.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Wspaniale czytać takie historie. Każda osoba oddczarowana z ciążooporności to iskierka nadziei dla innych. Myślałam nad akupunkturą i w końcu się wybiorę ale to chyba w Polsce bo tu nie mam w okolicy nikogo takiego. Planuję spróbować postawić bańki – nie zaszkodzi a może pomóc. Pozdrawiam i mam nadzieję że zostaniesz ze mną na stałe 🙂 Wesołych Świąt :*
PolubieniePolubienie
Wyprawa naszym busikiem – camperem z córką w wakacje po całej Europie. Najpiękniejsza przygoda życia i spełnione marzenie. Tym bardziej że wróciliśmy w czwórkę – w marcu dołączy do nas Julian.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Masz rację trzeba marzyć, moim marzeniem jest spędzić kolejne święta we troje w naszym domu, który budujemy. Trzymam kciuki
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Nasze całe życie to jedna wielka przygoda. Każdy dzień staramy się przeżyć tak jakby miał być naszym ostatnim
PolubieniePolubione przez 1 osoba
[…] Od dzisiaj 19.12.2018 czekam na Wasze konkursowe opowieści o wspólnych przygodach pod wpisem: PODSUMOWANIE ROKU 2018 […]
PolubieniePolubienie
podróż do chin – to nasze wspólne marzenie
PolubieniePolubione przez 1 osoba
W tym roku na rocznicę ślubu mój mąż zabrał mnie podstępem na wycieczkę do Mediolanu. Przyjaciółka spakowała moje rzeczy, które czekały w bagażniku w aucie. Mąż przyjechał po mnie do pracy ponieważ mieliśmy zrobić piątkowe zakupy, zamiast do marketu pojechaliśmy na lotnisko. Dopiero myślimy o dziecku, ale cieszę się że tu trafiłam. Powodzenia trzymam za Ciebie kciuki
PolubieniePolubione przez 1 osoba